Jak pokonać inflację inwestując?
Jak pokonać inflację inwestując?
13 - Lut - 2020 — 8•min
Wyobraźmy sobie, że ktoś co roku zabiera nam 2-3 proc. posiadanych oszczędności nie dając nic w zamian. Tym właśnie jest inflacja dla naszego kapitału, cichym podatkiem, którego można jednak nie zapłacić lub przynajmniej zmniejszyć jego wysokość.
Szczególnie bolesna dla posiadaczy oszczędności była informacja o wysokości tempa wzrostu indeksu cen konsumenckich w grudniu – potocznie znanego jako inflacja. 3,4 proc. w skali roku to lekko licząc 2,4 pkt proc. powyżej solidnie oprocentowanych lokat bankowych. Co gorsza, ekonomiści przewidują, że w kolejnych miesiącach inflacja może wzrosnąć przekraczając nawet 4 proc., a najbardziej zaniepokojeni zmianami klimatycznymi przewidują, że wskaźnik wzrostu cen może wcale nie obniżyć się w drugiej połowie roku tak, jak tego spodziewa się Rada Polityki Pieniężnej i analitycy Narodowego Banku Polskiego w drugiej połowie roku. Wiele zależy bowiem od wpływu suszy (i tego, czy będzie ona nadal odczuwalna) na ceny żywności. W tej sytuacji posiadacze oszczędności są zainteresowani ochroną wartości zgromadzonego kapitału, lecz często nie chcą przy tym przesadnie ryzykować. Wiadomo, że instrumenty rynku kapitałowego mogą dawać zwroty wielokrotnie przewyższające tempo wzrostu cen w gospodarce, ale wybór większości z nich wiąże się z podjęciem dodatkowego ryzyka. Jak więc radzić sobie z tym problemem?
Obligacje inflacyjne
Od 2016 r. stopniowo rośnie popularność obligacji oszczędnościowych indeksowanych inflacją. Jest to najpopularniejszy, jeśli nie jedyny, tego typu instrument na rynku, jego oprocentowanie zależne jest wprost od wartości inflacji (ale w pierwszym roku oprocentowanie jest stałe). Od początku 2019 r. do końca listopada ub.r. (ostatnie dostępne dane) wartość zadłużenia skarbu państwa z tytułu emisji obligacji oszczędnościowych indeksowanych inflacją wzrosła o 5,9 mld zł, podczas gdy zadłużenie z emisji wszystkich obligacji oszczędnościowych (w tym także tych o stałym oprocentowaniu) wzrosło o 7 mld zł. Prawie 85 proc. nowych inwestycji w obligacje oszczędnościowe przypadło więc na obligacje inflacyjne.
Jednak instrumenty te mają także pewne wady, pomijając ich stałe i kształtujące się obecnie poniżej inflacji oprocentowanie w pierwszym roku inwestycji. Po pierwsze, pomagają one ochronić realną wartość zainwestowanych środków w odniesieniu do inflacji, ale przyszłej. Wysokość oprocentowania w kolejnych latach inwestycji nie jest więc znana i co jeszcze bardziej utrudnia sprawę, zależna jest od odczytu inflacji w jednym konkretnym miesiącu. Obligacje kupione w lutym br. w nowym okresie odsetkowym będą miały oprocentowanie ustalone w oparciu o odczyt inflacji w grudniu 2020 r. Być może w tym właśnie miesiącu przypadnie inflacyjny dołek (efekt wysokiej bazy z 2019 r. może zadziałać w ten właśnie sposób). Dlatego sensowną strategią wydaje się w tym wypadku rozłożenie zakupów obligacji indeksowanych inflacją na kilka miesięcy, najlepiej takich, w których efekt wysokiej bazy nie wystąpi.
Obligacji oszczędnościowych nie można odsprzedać na rynku wtórnym, można je natomiast przedstawić do przedterminowego wykupu, co wiąże się jednak z dodatkowymi kosztami (0,7 proc. lub 2 proc. wartości nominału, w zależności od serii). Ewentualne zakończenie inwestycji przed datą wykupu (np. gdy inflacja nieoczekiwanie zacznie spadać lub gdy inwestor zechce skorzystać z oszczędności) oznaczać więc będzie dodatkowy koszt.
Obligacje korporacyjne
Bezpośrednie inwestycje w obligacje korporacyjne nie są od tej wady wolne, jednak w ich przypadku sprzedaż obligacji możliwa jest zwykle na rynku wtórnym (Catalyst), a koszt transakcji zamyka się w opłaceniu prowizji maklerskiej (zwykle 0,19 proc. zrealizowanego zlecenia). W dodatku obligacje można sprzedać po cenie rynkowej, która bywa wyższa od ceny nabycia. Możliwe jest więc osiągnięcie dodatkowego zysku z tej operacji.
Oprocentowanie większości obligacji korporacyjnych także jest zmienne, ale uzależnione od wysokości stóp WIBOR, ten jednak nie zmienia się istotnie już od pięciu lat (ostatniej obniżki stóp przez RPP). RPP konsekwentnie zapowiada zamiar utrzymania stóp (w oczekiwaniu na spadek inflacji), możliwe więc, że zmienne oprocentowanie obligacji korporacyjnych jeszcze przez dłuższy czas pozostanie martwą formułą. Zwykle osiągane oprocentowanie pozwala pokonać inflację (aby to się stało obecnie musi przekraczać 4,5 proc. brutto), lecz naturalnie ceną jest ryzyko inwestycji.
Wadą tego rodzaju inwestycji jest wyższe ryzyko kredytowe emitentów obligacji niż w przypadku obligacji skarbowych. Niemniej, po ponad 10 latach istnienia Catalyst obecnie jakość emitentów wprowadzanych do obrotu jest znacznie wyższa, a przypadki niewypłacalności zdarzają się coraz rzadziej.
Fundusze dłużne
Ryzyko można jednak rozproszyć budując zdywersyfikowany portfel obligacji korporacyjnych lub inwestując za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych, które także stosują zasadę dywersyfikacji portfela. Wadą tej formy inwestycji jest jednak po pierwsze wysokość opłat za zarządzanie (już 1 proc. rocznie ma duży wpływ na końcowy wynik inwestycji), po drugie zaś trudność (w przypadku laików) w zorientowaniu się w jakości portfela zbudowanego przez dany fundusz. Bo nawet w grupie kilkunastu funduszy obligacji korporacyjnych bywają pod tym względem znaczące rozbieżności. Część funduszy inwestuje konserwatywnie (np. głównie w obligacje banków i branży energetycznej), część wybiera chętnie także przedstawicieli innych branż (np. deweloperów), a jeszcze inni część aktywów inwestują na globalnych rynkach, gdzie zmienność jest wyższa (co miało korzystny wpływ na wyniki w ubiegłym roku, ale nie wiadomo, czy sytuacja się powtórzy).
Jeszcze większą niepewność związaną z wynikiem oferują fundusze obligacji skarbowych, zwłaszcza długoterminowych. Stopy zwrotu zależą w ich przypadku nie tylko od naliczanych odsetek, ale także – obecnie w większym stopniu – od wahań wyceny samych obligacji. Większość obligacji skarbowych ma oprocentowanie stałe, co oznacza w uproszczeniu, że wzrost inflacji nie służy ich wycenie (bo rośnie ryzyko podwyżek stóp), lecz oczywiście czynników mających na nią wpływ jest znacznie więcej (np. notowania obligacji skarbowych innych krajów).
Złoto
Królewski kruszec często wskazywany jest jako sposób na inwestycję zabezpieczającą przed skutkami inflacji, ale w praktyce tak być wcale nie musi. Złoto jest towarem takim samym jak każdy inny z tą tylko różnicą, że raz wydobyte złoto trafia już na stałe do obrotu. Podaż zależy od wydobycia (to zaś zależne jest od inwestycji w moce wydobywcze, a te zależą od notowań złota) oraz jego podaży z innych źródeł (np. rezerw banków centralnych, drobnych inwestorów) oraz sił popytu. O ile złoto wielokrotnie udowodniło już, że może przechować wartość nawet przez całe pokolenia i w szczególnie burzliwych okresach historii, o tyle jego odporność na inflację jest dyskusyjna, wpływ na przebieg notowań ma znacznie więcej czynników niż wzrost inflacji w kraju niezbyt istotnym z punktu widzenia globalnego popytu na złoto.
Podobnie rzecz się ma z innymi metalami szlachetnymi. Notowania palladu wystrzeliły w ostatnim roku (hossa trwa od 2016 r.), ale nie ze względu na inflację, lecz popyt ze strony producentów katalizatorów do aut z silnikami benzynowymi. Notowania platyny pozostają w tym czasie stabilne, choć ona także potrzebna jest do produkcji katalizatorów (jednak bardziej przydaje się przy silnikach diesla).
Nieruchomości
Jedną z popularniejszych form inwestycji chroniących przed inflacją są także nieruchomości pod wynajem. Niewątpliwie ich zaletą jest możliwość „podwójnego zysku” – można jednocześnie osiągać przychody z najmu i korzystać ze wzrostu wartości samego mieszkania. Jednak i w tym wypadku działać będą siły rynkowe – wynajem jest stabilnym źródłem przychodów tak długo, jak długo nie ma problemów z najemcami, a to zależy od kondycji rynku pracy (i szerzej – gospodarki), ceny mieszkań zależą zaś m.in. od dostępności kredytów hipotecznych. W obu przypadkach warunki do wynajmu są obecnie bardzo dobre (rynek pracy jest mocny, nie brak chętnych na zakup mieszkań mimo wzrostu cen), co nie oznacza jednak, że ten stan musi się utrzymywać w przyszłości.
Wadą inwestycji w nieruchomości jest konieczność zmobilizowania znaczących środków (w obligacje można inwestować już od 100 zł), duża inercja rynku i wysokie koszty dodatkowe rozpoczęcia i zakończenia inwestycji.
Podsumowanie
Salomonowym rozwiązaniem wydaje się zbudowanie zdywersyfikowanego portfela, którego nadrzędnym celem jest ochrona kapitału przed skutkami inwestycji, ale przy jednoczesnym minimalizowaniu ryzyka związanego z inwestycją w jeden rodzaj aktywów. W zależności od wielkości kapitału oznaczałoby to jego podzielenie pomiędzy różne klasy aktywów, także te nie wymienione powyżej.
Emil Szweda
dla Michael / Ström Dom Maklerski