Czy drożejąca żywność może podbić oprocentowanie obligacji?
Czy drożejąca żywność może podbić oprocentowanie obligacji?
04 - Cze - 2019 — 6•min
Ubiegłoroczna i tegoroczna susza wywindowały ceny produktów rolnych nawet o kilkaset procent w skali roku, co podciągnęło także cały wskaźnik cen towarów i usług mierzony przez GUS. Czy droga pietruszka doprowadzi też do wzrostu stóp WIBOR?
W maju media społecznościowe obiegło zdjęcie pierwszych tegorocznych czereśni wystawionych do sprzedaży w cenie blisko 70 zł za kilogram. Wyjątkowo drogie są m.in. pierwsze ziemniaki, truskawki i… pietruszka. Wśród przyczyn wysokich cen na targowiskach wymienia się w pierwszej kolejności suszę – zarówno tę ubiegłoroczną jak i tegoroczną. Ponieważ w tym samym czasie media coraz więcej uwagi poświęcają niebezpieczeństwom związanym ze zmianami klimatycznymi, łatwo na tej podstawie wnioskować, że ewentualne przedłużenie suszy (lub innych – równie niekorzystnych zjawisk meteorologicznych) będzie już stale oddziaływać na ceny żywności, a tym samym także inflacji. Ponieważ w przeszłości zetknęliśmy się już z podobnymi zjawiskami, historia może podpowiedzieć dalszy ciąg wydarzeń.
Najbardziej znanym – w historii finansowej świata – okresem wieloletniej suszy, było zjawisko Dust Bowl (ang. miska pyłu), obserwowane w USA w latach 1930-1940. Najkrócej rzecz ujmując – agresywna gospodarka agrarna doprowadziła do erozji gleby w środkowych i zachodnich stanach. Ze względu na nietypowy rozkład temperatur w oceanach, opady na tym obszarze były wyjątkowo skromne, a wysokie temperatury ułatwiały parowanie. To spowodowało, że wierzchnie warstwy gleby – wyjałowione przez uprawy – stały się tak lekkie, że wiatry były w stanie nieść pył ze środkowego zachodu aż do Nowego Jorku. Kluczowe dla nas pytanie brzmi – co działo się wówczas z cenami żywności i inflacją?
Choć intuicyjnie może się wydawać, że spadek plonów doprowadził do wzrostu cen żywności, w rzeczywistości trend był zupełnie odwrotny. W latach 1930-1932 w USA panowała deflacja (spadek CPI przekraczał 10 proc.), która powróciła jeszcze w 1938 roku, a zdesperowani farmerzy publicznie niszczyli plony – ceny skupu nie wystarczały na pokrycie kosztów produkcji żywności. Był to jednak specyficzny okres – Dust Bowl zbiegł się w czasie z Wielką Depresją i większy wpływ na ceny żywności miała ogólna koniunktura gospodarcza. Średnie wynagrodzenie w przemyśle spadło w latach 1929-1933 z 25 dolarów poniżej 17 dolarów tygodniowo (za Fraser.stlouisfed.org), czyli o jedną trzecią. Skumulowana deflacja sięgająca w tych latach łącznie 25 proc. i tak oznaczała więc realny spadek dochodów i to tych szczęśliwców, którzy mieli pracę.
Trudno więc tamten okres porównywać z dzisiejszym – koniunktura gospodarcza jest obecnie wciąż bardzo dobra (mimo pewnego spowolnienia w I kwartale), a handel – także żywnością – osiągnął globalne rozmiary. Mimo to, warto zapamiętać, że wywołany przez zjawiska meteorologiczne spadek zbiorów może odcisnąć piętno w całej gospodarce. Im więcej wydajemy na żywność, tym mniej pieniędzy pozostaje konsumentom na inne wydatki, wobec czego są one ograniczane. W koszyku inflacji mierzonym przez GUS żywność ma tradycyjnie największy, blisko 25-proc. udział.
Przenieśmy się do czasów współczesnych, a przekonamy się, że – mimo postępującego ocieplania klimatu - obecne notowania zbóż na giełdach towarowych są o połowę lub więcej niższe niż w szczycie, który przypadł na lata 2011-2012 i na zbliżonym poziomie co w 2010 r. Można próbować doszukać się pewnej analogii i przypomnieć, że w 2010 r. Europa Zachodnia zmagała się z falą upałów, która kosztowała życie kilkadziesiąt tysięcy osób. Rok i dwa lata później notowania zbóż były już dwukrotnie wyższe, więc teoretycznie można także przyjąć, że również obecnie grozi nam skok cen żywności na światowych rynkach, jako efekt niekorzystnych zmian klimatycznych. Trzeba jednak pamiętać, że na początku dekady niezwykle popularne były inwestycje w różnego rodzaju produkty (lokaty strukturyzowane, fundusze hedge), których celem było zarabianie na rosnących cenach żywności związanych ze wzrostem światowej populacji i rzekomą zmianą diety szybko bogacących się Chińczyków i mogły one wpłynąć na wzrost notowań produktów rolnych na światowych giełdach.
Jakie nie byłyby przyczyny - przejściowo i m.in. z powodu cen żywności inflacja – w globalnym ujęciu – faktycznie wzrosła, w Polsce osiągając poziom 5 proc. (w latach 2011-2012), a w USA 3,2 proc. (2011). W tym samym czasie Fed walczył jednak o odrodzenie koniunktury gospodarczej i w latach 2008-2015 główna stopa procentowa została utrzymana na poziomie 0 proc. W Polsce RPP, której głównym zadaniem jest pilnowanie inflacji, zdecydowała się na podniesienie stopy referencyjnej z 3,5 proc. (od połowy 2009 r.) do 4,75 proc. w połowie 2012 r., a podwyżki stóp motywowano właśnie wzrostem cen żywności, paliw i odradzającą się koniunkturą gospodarczą (po światowym kryzysie z lat 2008-09).
Teoretycznie więc silny wzrost cen żywności połączony z rosnącymi kosztami energii i paliw oraz dobrą koniunkturą gospodarczą (utrzymująca się presja płacowa) może również obecnie skłonić RPP do podjęcia decyzji o podwyżkach stóp, choć z dzisiejszej perspektywy jest to tylko jedna z możliwości (obok pozostawienia stóp bez zmian lub ich obniżenia) i to w dalszym horyzoncie. Nie jest to w żadnym razie scenariusz brany poważnie pod uwagę przez rynki finansowe – po zwyżce w kwietniu i na początku maja, kontrakty na stopę procentową wróciły do wcześniejszych poziomów.
Z punktu widzenia osoby inwestującej w obligacje, których oprocentowanie zależne jest od wysokości stóp WIBOR, kalkulacje oparte o możliwość wzrostu WIBOR mogą być przedwczesne, a jeśli już, powinny uwzględniać raczej dłuższy horyzont czasowy. Obligacje korporacyjne o najdłuższym okresie do wykupu to te, które właśnie wchodzą na rynek w ofertach pierwotnych, a ich dodatkową zaletą jest podwyższone oprocentowanie z uwagi na wciąż niekorzystny klimat inwestycyjny na rynku (choć lepszy niż kilka miesięcy temu).
Emil Szweda
dla Michael / Ström Dom Maklerski